piątek, 12 marca 2010

Ochrzan/opiernicz/opi^%$^

Jeśli sie wkurwisz, i to tak porządnie, pisz od razu maila, bez opamiętania, do wszystkich świętych, wyładuj się w nim, a następnie zapisz w draft folder i wróć o niego następnego dnia.

 

 

Spróbuj go teraz wysłać…

czwartek, 11 marca 2010

Zarządzanie problemami

W ramach restrukturyzacji bloga, mam zamiar podejść do tematu korporacji w bardziej konstruktywny sposób, niż mogło mi sie zdarzać onegdaj. To naprawdę nie jest problem aby wyłapać jakieś absurdy i dysfunkcje w tym tworze… sztuką jest wyciągnąć z tego jakieś wnioski, czegoś się nauczyć, jakoś usystematyzować.

Dzisiaj wpis nt. problemów, a w zasadzie zaczątek dłuższej serii jak teraz na to patrzę. I od razu uwaga: w nowomowie korporacyjnej nie ma problemów, są jedynie okazje do poprawy. Korporacja jako twór poświęcający więcej czasu na rozwiązywanie wewnętrznych problemów, niż na rozwiązywanie problemów swoich klientów (tak: ktoś, kiedyś, gdzieś, wyliczył ile korporacja musi mieć osób, żeby nastąpiło takie przesilenie) jest szczególnie uczulona na samoulepszenie i pozytywne słownictwo. Stąd każdy problem (“issue”) to nie problem, a jedynie okazja do poprawy (“opportunity for improvement” – polecam wpisać w Google i przejrzeć wyniki, intrygująca lektura). Ale do rzeczy. Postaram się jednak nowomowy nie używać, stąd wpis o problemach. Dzisiaj tylko ogólny zarys, żeby nie przedłużać tego wpisu:

Problemy w IT można skategoryzować:

  1. Marketing
  2. Rozwój produktu
  3. Analiza (trochę się przecina z pozostałymi)
  4. Projektowanie
  5. Implementacja
  6. Testowanie
  7. Wdrożenie
  8. Polityka (zahacza o wszystkie powyższe, niestety)

W dalszej części postaram sie pokrywać lepiej, lub gorzej powyższe punkty.

 

c.d.n.

środa, 3 marca 2010

Dziennik zapowiedzianej śmierci: “Wszystkie te chwile przepadną w czasie, jak łzy w deszczu. Pora umierać”

 

Takimi słowami, żegnał się z nami Tomek Beksiński 10 lat temu.

 

Wracam, wracam tutaj po dość długiej przerwie, może z nieco inną koncepcją na tego bloga, to sie okaże. Na pewno z innym podejściem do życia i z innymi ciężarami do uniesienia.

 

Wracam z tym reportażem. Nie jest on dla wszystkich, ba śmiem stwierdzić, że dla niewielu z Was, zrozumiały. Bo trzeba wiedzieć, kim był Zdzisław Beksiński, trzeba znać jego Twórczość, trzeba było widzieć obrazy, by dostrzec wrażliwość artystyczną Ojca. I trzeba było słuchać audycji radiowych Tomka, jego syna, jak z pasją przemycał perełki różnych odmian rocka na polskie, socjalistyczne podwórko, trzeba było poznać jego tłumaczenia Jamesa Bonda oraz Monthy Pythona, żeby zobaczyć jak wielki potencjał drzemał w tej rodzinie. Trzeba było, żeby zrozumieć słowa nieżyjącego już Ojca, który mówi, że stało się dobrze, ze wreszcie spokój.

 

Tomek 24 grudnia 1999 zginął śmiercią samobójczą.

 

Nie sposób oszacować co zawdzięcza polska sztuka Ojcu Tomka (również tragicznie zmarłemu, juz po śmierci syna), nie sposób oszacować, jak wiele zawdzięcza polska scena art-rockowa (Abraxas) i zagraniczna - to on ściągnął  chociażby The Legendary Pink Dots do polski…

 

To juz 10 lat, minęło zeszłej wigilii.. z resztą, data nieprzypadkowa, starannie wybrana i wszystko było dopracowywane w szczegółach. Przez długi okres czasu… zaplanowane…

Wracam do Was z reportażem, który mialem juz chyba ze dwa razy w statusie na GG, ale pewnie i nikt nie zerknął.

 

Poruszający, poruszający reportaż o wielkiej osobowości. Należy oglądać przy zgaszonym świetle.

 

Dobranoc.

sobota, 23 maja 2009

Cudowny dzień

wiem, wiem, zarzekałem sie kiedyś że nie będzie tu nic osobistego… no cóż, najwyraźniej przysięgi są po to, żeby je łamać.. no więc…

 

Naprawdę rzadko zdarzają mi się dni, które mogę z takim zdecydowaniem określić jako.. naprawdę fajne;)

 

zaczęło się porannym bieganiem, o ile godzina 11 to jeszcze rano.. biegłem sobie standardowe 10km ode mnie, przez osiedle Podwawelskie, hotel forum, do mostu Kotlarskiego, przez niego, kolo  galerii Kazimierz, i z powrotem do domu. Gdzieś na 6 km, na wysokości galerii poczułem na twarzy delikatną bryzę.. taką wilgoć nadmuchiwaną przesz wiatr, popatrzyłem w górę, a tam chmurzysko.. myślę sobie, że znowu mnie zleje… i rzeczywiście, zaczęło padać. Taki miły ciepły deszczyk. Bardzo orzeźwiający, bo już nieco zmęczony byłem. Wkrótce cały chodnik był już mokry, ja na szczęście tylko w części. Za jakiś kilometr przestało padać. Chodnik był zupełnie suchy a mnie suszyło już słoneczko;) naprawdę, rewelacyjne uczucie! :) nakręciło mnie na cały dzień.

 

Potem, jak wróciłem, zebrałem się do galerii krakowskiej. Tam kupiłem 3 książki:)

- Okręt

- Diune, Rebis wydał Boga imperatora (naprawdę pięknie wydana seria!)

- Mechaniczną pomarańczę:)- na nią ostrzę sobie zęby:) tylko skończę Pratchetta…

 

wróciłem na obiad, a po obiedzie wybrałem sie do Decathlonu.. a tam kupiłem sobie pulsomierz:) żeby biegać efektywniej;) skoczyłem przy okazji do Carrefoura i kupiłem sobie 2xżywe i staropramena.. właśnie idę po drugie żywe…

 

no i ten artykuł, nie pozostawiający ŻADNYCH wątpliwości;)

Pracownicy IT są najlepszymi kochankami

 

to był naprawdę fajny dzień:)

czwartek, 7 maja 2009

nie ważne jak, ważne że o tobie mówią:)

 

wprawdzie było to już jakiś czas temu, ale ponieważ wszystko skończyło się dobrze i szczęśliwie to zamieszczam linka;)

 

poniżej artykuł o zawierusze spowodowanej systemem, który tworzy mój zespół;)

 

http://www.timesofmalta.com/articles/view/20090228/local/air-malta-says-industrial-action-will-delay-flights

wtorek, 21 kwietnia 2009

;)

Wprawdzie byłem parę razy w Szwecji, ale łosia nie widziałem. Mam nadzieje, że pierwszy którego zobaczę będzie właśnie taki:

tired moose:

tied moose

 

Kultura komórkowa:

1

 

I jeszcze małe, wielkanocne reminiscencje

 image001

Dzika przyroda Skałek Twardowsiego

Że biegam, to sie chwaliłem. Że biegam na skałki, to już nie. Dzisiaj spotkała mnie tam niezła przygoda, albowiem prawie wbiegłem na dzika. Albo raczej to on prawie wbiegł na mnie – priorytet masy. Przeciął moją trasę na ulicy Wyłom, tuż obok  Norymberskiej, o tutaj:

 


Wyświetl większą mapę

 

Normalny dziki dzik. Był naprawdę duży. Nie zdążyłem się przyjrzeć czy miał kły, ale był za duży na maciorę. Duży i ciemnobrązowy: czyli dzik.

 

Dla zainteresowanych, dzik przebiegł ze wschodu na zachód, ewidentnie kierując się w rejony kampusu UJ:)