środa, 3 marca 2010

Dziennik zapowiedzianej śmierci: “Wszystkie te chwile przepadną w czasie, jak łzy w deszczu. Pora umierać”

 

Takimi słowami, żegnał się z nami Tomek Beksiński 10 lat temu.

 

Wracam, wracam tutaj po dość długiej przerwie, może z nieco inną koncepcją na tego bloga, to sie okaże. Na pewno z innym podejściem do życia i z innymi ciężarami do uniesienia.

 

Wracam z tym reportażem. Nie jest on dla wszystkich, ba śmiem stwierdzić, że dla niewielu z Was, zrozumiały. Bo trzeba wiedzieć, kim był Zdzisław Beksiński, trzeba znać jego Twórczość, trzeba było widzieć obrazy, by dostrzec wrażliwość artystyczną Ojca. I trzeba było słuchać audycji radiowych Tomka, jego syna, jak z pasją przemycał perełki różnych odmian rocka na polskie, socjalistyczne podwórko, trzeba było poznać jego tłumaczenia Jamesa Bonda oraz Monthy Pythona, żeby zobaczyć jak wielki potencjał drzemał w tej rodzinie. Trzeba było, żeby zrozumieć słowa nieżyjącego już Ojca, który mówi, że stało się dobrze, ze wreszcie spokój.

 

Tomek 24 grudnia 1999 zginął śmiercią samobójczą.

 

Nie sposób oszacować co zawdzięcza polska sztuka Ojcu Tomka (również tragicznie zmarłemu, juz po śmierci syna), nie sposób oszacować, jak wiele zawdzięcza polska scena art-rockowa (Abraxas) i zagraniczna - to on ściągnął  chociażby The Legendary Pink Dots do polski…

 

To juz 10 lat, minęło zeszłej wigilii.. z resztą, data nieprzypadkowa, starannie wybrana i wszystko było dopracowywane w szczegółach. Przez długi okres czasu… zaplanowane…

Wracam do Was z reportażem, który mialem juz chyba ze dwa razy w statusie na GG, ale pewnie i nikt nie zerknął.

 

Poruszający, poruszający reportaż o wielkiej osobowości. Należy oglądać przy zgaszonym świetle.

 

Dobranoc.

Brak komentarzy: