niedziela, 13 stycznia 2008

Juz sie tłumacze

Się stało.
Założyłem bloga.
Co mnie pchnęło do tego haniebnego czynu?
No, po pierwsze to wypiłem dwa piwa. To był chyba jednak najważniejszy element układanki. Następnie zapuściłem sierżanta pieprza. To niesamowite, jak rozsądna dawka alkoholu wpływa pozytywnie na postrzeganie świata. Muzyka, która w normalnych warunkach jest śliczna, po odpowiednim zmiękczeniu receptorów staje się cudowna. Znaczy nie. Ona już taka była, tylko człowiek zaczyna to jakoś bardziej wyraziście dostrzegać. Wpadła mi wtedy do głowy pewna fajna (Word ostrzegł mnie właśnie, że wyraz ‘fajna’ jest potoczny, ale „zapuściłem” przełknął bez zająknięcia!?) myśl. Taka z gatunku ponadczasowych, głębokich, takich którymi chce się z kimś podzielić, tu i teraz, natychmiast. Przyszedł mi wtedy na myśl blog eXa, w którym to ostatnio deczko gmeram. Tutaj na scenę wchodzi kolejny powód założenia bloga: byłem również w trakcie pisania pracy magisterskiej. W czymś, co można określić mianem musze-to-robić-musze-się-skoncentrować-muszę-to-robić-co-to-ja-miałem-w-ogóle-www.onet.pl-stanu. No więc postanowiłem, że się zbloguje. Nic nie szkodzi, że podczas wybierania adresu bloga (http://xavex.blogspot.com/ został bezczelnie zajęty) ta cudowna ponadczasowa myśl zainspirowana tyskim i Beatlesami zdążyła wyparować w rytm (o ironio!) „She’s Leaving Home” Beatlesów. Tutaj muszę się przyznać: pomysł na adres bloga zerżnąłem od eXa. Tylko bardziej przekornie.

***

Tak. Nie czytałem w życiu regularnie żadnego bloga. Jedyne dwa na które zerkałem, to pierwszy lepszy w katalogu Onetu (trafiłem na mroczny blog jakiejś nastolatki, która zakochała się w księdzu i była z tego powodu strasznie nieszczęśliwa, bo ksiądz jej powiedział „nie” i wyjechał z parafii) i blog eXa ( sorry eX za towarzystwo :) ).

***

Teraz pewnie strącę sporo czasu na dostosowywanie wyglądu strony do moich monochromatycznych potrzeb, ale za to nie będę musiał patrzeć na prace magisterską, zwłaszcza patrzeć na to jak jej nie przybywa. Wynika z tego prosta obserwacja, że potrzebowałem jedynie zająć palce, czym innym niż klepaniem kodu.

Jak dla mnie OK.

***

Jedno, co mnie zastanawia, to czy w ogóle będzie miał kto to czytać (mnie by było szkoda czasu). Pewnie nie.

Jak dla mnie OK.

3 komentarze:

eXistenZ pisze...

zanim przeczytam treść notki, muszę rzec:

aaaahahahahahaaa ahaaaa ahahahahahaaaa hahaaa ahahahaaa...

...jak pani chce, to ja tak mogę jeszcze długo... ;)

eXistenZ pisze...

a teraz bardziej atrykułowanie:

"zapuściłem" jest kolokwialne tylko w tym kontekście (tj. w znaczeniu wsadzania płyty do odtwarzacza i wciskania play). Normalnie to jest zupełnie typowe słowo, np. w powiedzeniu "zapuszczać żurawia" (nie mylić z "puszczać pawia").

adres rewelacyjny. że też ja na to nie wpadłem... a ponieważ ja w pierwszej notce obiecałem, że oddam Ci topograficzne oceany, jak będziesz chciał zakładać bloga, to pytam - zamienisz się? ;)

nie, no, zarcik. nie wpadłem na to, bo debiut galahada nie jest dla mnie dziełem tak potężnym, jak album ów yesa.

towarzystwa nie wybaczę ;) a nastolatka brzmi jak bohaterka piosenki Katatonii, którą mi ostatnio wysłałeś mailem ;)

ach, no i oczywiście zostaniesz zlinkowany natychmiast :) pozdrawiam i witam w żałosnym społeczeństwie blogowiczów :D:D:D

"you're in the colony of slippermen
there's no who, why, what or when..."

xavex pisze...

ja Cie zalinkuje, jak tylko odkryje jak...

debiut Galahada nie jest wcale imponujący ani monumentalny, ale ma idealny tytuł albumu:)