Anathemę poznałem jakiś, dość spory czas temu. Nie pamiętam już jak. Wtedy były to dwa rewelacyjne albumy Alternative 4 oraz Judgment. Ale ja nie o nich. Anathema zaczynała jako deathmetalowy zespół z growlingiem na wokalu. I po tym jak wspomniane dwa albumy są wciąż mocno rockowe i ciężkie, gęste od dźwięków, ale jednocześnie melodyjne, po tym nagrali płytę o nazwie A Fine Day To Exit, której przez dość długi okres nie dotykałem. W sumie nie wiem czemu, ale zawsze miło jest dokonać nagle takiego wspaniałego odkrycia w swojej płytotece. To naprawdę niesamowite jaką drogę ten zespół pokonał od kakafonicznego growlingu po coś tak cudownego, tyle delikatnych i ulotnych dźwięków i tyle uczucia w melodii dawno nie słyszałem.
(jesli nie macie teraz 10 minut czasu, to proponuję przewinąć do ok 5 minuty)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz