sobota, 7 czerwca 2008

Dzień Sądu

To niesamowite. Jakiś czas temu stwierdziłem, że wszystkie genialne albumy już raczej odkryłem i jedyne co, to mogę wyszukiwać perełki we współczesnych wydaniach. Może i było to dość śmiałe stwierdzenie, ale przegląd lat 70' wykonałem wraz z moim bratem i eXem (niezależnie) raczej solidnie. Raczej przeciętne lata 80' (oczywiście z małymi, cudownymi wyjątkami jak choćby Marillion) nie oferują wielu atrakcji. Przebudzenie rocka progresywnego z lat 90' mam opanowane chyba lepiej niż eX i mój brat (oczywiście osobno). Moje przekonanie potwierdziła płyta odkryta u Przema: Celldweller, ta sama nazwa albumu co wykonawca.. wykonawca.. amerykański, z Detroit. Płyta, którą śmiało mogę nazwać współczesnym Tubullar Bells, ale o tym kiedy indziej. Innym potwierdzeniem tej teorii było odkrycie Coheed And Cambria i ichniejszego "No World For Tomorrow". Tak samo jak seria innych fajnych płyt, typu "Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków" COMY, czy "Contagion" Areny.

No, a niesamowite jest to, że właśnie ODKRYŁEM pewną perełkę z lat 90'. Oczywiście nie samodzielnie, po prostu przy rozmowie o muzyce oznajmiłem bratu, że w tym momencie interesuję się mocniej ciekawymi kobiecymi wokalami. Oznajmił, że zna tylko dwa takie.

-No tak: Sinéad O'Connor z jej pierwszą płytą (The Lion And The Cobra) i Renaissance

-To w takim razie znam trzy.

-(krótka chwila zastanowienia) No i jeszcze Enya.

-No to cztery.

-(dłuższa chwila zastanowienia, podczas której staram się przypomnieć albumy na których śpiewa kobieta i oboje z bratem je znamy) Kate Bush

-Pięć

-No to zostaje jeszcze jedna kobieta.. Co masz na myśli?

-Devil Doll "Dies Irae"

-?!?!?!

Czterdziestosześciominutowa suita z orkiestrą symfoniczną. Dzieło monumentalne, diesiraedemoniczne, uduchowione, przepełnione poezją, arytmicznym wokalem, licznymi przejściami, energią muzyki rockowej i majestatem instrumentów klasycznych.. Wygląda na to, że zacząłem poznawać ten zespół od ich największego dzieła. Arcydzieła. Album pochodzi z roku 1996, ma dwanaście lat i można po nim, za przeproszeniem, grzebać miesiącami! Mnogość muzycznych nawiązań, cytatów, tajemniczej poezji, jest nie do ogarnięcia. Po takim albumie nie wypada nagrać już nic więcej.

Muzyczny, majestatyczny, pełen sprzecznych emocji koszmar...

Brak komentarzy: